Oto mój wiersz, napisałem go jeszcze w zeszłym roku:
Mówił, że będzie miły
dzieciak zwany Saroliły
ale ledwo wszedł do szkoły
rzucał kamieniami w doły
na podwórku bił kolegów kilku naraz
lecz kopnie go jeden zaraz...
Zrobił to
Saroliły runął w błoto
klął pod nosem
mówił, że wszystkich poszczuje psem
i polazł do domu
poszukał w swoim pokoju złomu
znalazł kilka gratów
jak przystało na katów
wziął je ze sobą
i szedł jak z bombą
wrócił do szkoły
złapał jednego za kły
i kopnął jak piłkę
a potem wziął szpilkę
i biegał z nią po szkole
i wszyscy krzyczeli jak psychole
Saroliły wyrzucił ją do kosza
i ukradł komuś dorsza
uderzył nim nauczyciela
który nazywał się Morela
nauczyciel strasznie się zdenerwował
dzieciak się rozpłakał
wybiegł na podwórko
powiedział "o matko i córko"
wyjął z kieszeni mały kawałek zderzaka
i uderzył nim małego dzieciaka
zobaczyła to pewna babka
która znała Saroliłego dziadka
nauczyciel wybiegł ze szkoły
potknął się i poleciał w doły
Saroliły skoczył ze szczęścia
ale nauczyciel wiedział, że chłopak nie lubił cięcia
to mogła być największa kara
chłopiec zobaczył minę nauczyciela i powiedział "nara"
wtedy wszyscy wyskoczyli z nożyczkami
chłopiec mruknął "ratunek dajcie mi!"
wszyscy go przewrócili
i ładnie mu włosy pociachali
aż został łysy
wtedy chłopiec wskoczył do Nysy
ale zaraz wyszedł na ląd
i pomyślał, że gdyby miał prąd
to nie musiałby wszystkich poszczuć psem
i cieszył się, że jest złem
więc poszedł po zwierzę
miał minę straszną - nigdy w to nie uwierzę
wpuścił go na podwórko szkolne
a wszystkie dzieci były powolne
więc wszystkich piesek ładnie wygryzł po nodze
nauczyciel mruknął "ja zaraz strach urodzę"
na koniec piesek Saroliłemu ugryzł nogę
chłopiec powiedział"no ja nie mogę"
zatłukł psa i się rozpłakał
a potem zdenerwował
i pomyślał, że będzie już miły
chłopiec zwany Saroliły.
Miał być śmieszny Komentujcie.
My Wam, Wy nam...
Offline
Offline
Offline